Wtorek, 19 marca
Imieniny: Józefa, Bogdana
Czytających: 1216
Zalogowanych: 0
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Piotrowice Świdnickie: OSP jest częścią wsi

Niedziela, 17 października 2021, 11:53
Autor: red
Piotrowice Świdnickie: OSP jest częścią wsi
Fot. UM Jaworzyna Śląska
Stworzona w odpowiedzi na potrzeby mieszkańców. Mimo upływu lat, wymiany pokoleń niezmiennie zawsze jako pierwsi spieszą z pomocą. Druhowie z OSP Piotrowice Świdnickie tradycje strażackie mają we krwi i niewątpliwie są doskonałym przykładem na to, jak doskonale może układać się współpraca z sołectwem, jak wiele korzyści może przynieść wzajemna troska.

Ochotnicza Straż Pożarna w Piotrowicach Świdnickich została powołana w 1956 r. Jej założycielem był Stanisław Augustyn, który w straży pożarnej udzielał się od 1938 r. Dostrzegał on potrzebę powołania takiej jednostki w związku z coraz częstszymi pożarami, do jakich dochodziło na terenie sołectwa. Wiedział, że formacja na miejscu pozwoli na szybsze podjęcie reakcji i pomoc. W lutym 1956 roku zwołano zebranie wiejskie i powołano jednostkę gaśniczą. Prezesem został Stanisław Augustyn, naczelnikiem Sośniak, a skarbnikiem Czyż. Szeregi straży zasilili także Knapczyk i Jędrzejek.

Pierwsza siedziba mieściła się w stajni w gospodarstwie Korzystki. Stąd przeniesiono ją do dawnej kuźni państwa Barcików. Następnie przez dłuższy czas remiza znajdowała się w dawnym PGR-ze. W tym czasie zaczęto gromadzić pierwsze wyposażenie jednostki. Stanisław Augustyn pozyskał pompę, a z powiatowego OSP - kilka mundurów i przydział na sikawkę ręczną. Pierwsze akcje gaśnicze dotyczyły pożarów stodół u Barcika i Zięby oraz domu i stodoły Knapczyków.

Z czasem strażacy zaczęli uczestniczyć w zawodach gminnych i powiatowych, odnosząc wysokie miejsca, jednak nie mieli możliwości dojazdu z sikawką na zawody wojewódzkie. W 1986 r. remizę przeniesiono do budynku dawnej cebularni. Po zawaleniu się dachu, OSP przeniosło swoją siedzibę w aktualne miejsce.

Bycie strażakiem było zupełnie naturalne

Od samego początku Ochotnicza Straż Pożarna zajmowała w sołectwie ważne miejsce. – Mój ojciec był w straży. Druhowie spotykali się często w naszym domu. Obserwowałem i brałem udział w działaniach. Tradycją była zawsze adoracja Bożego Grobu, strażacy z Piotrowic czuwali całą noc z soboty na niedzielę wielkanocną. Było gwarno, cały czas coś się wówczas działo. Dorastałem w tym duchu i naturalne było, że też zostanę strażakiem. W 1978 r. wstąpiłem do młodzieżówki jako 15-letni chłopak. Jeszcze w tym samym roku razem z ówczesnym naczelnikiem Marianem Makówką zrobiłem kurs mechaniczny motopomp – wspomina sołtys wsi Krzysztof Pawłowski, który od lat 90. do 2006 r. był także naczelnikiem OSP Piotrowice Świdnickie.
Gdy wstąpił do straży, na akcje jeździło się traktorem z przyczepką, na której znajdowała się motopompa. Ten, kto pierwszy stawił się na sygnał, zapinał przyczepkę i jechał. To były trudne czasy. Zdarzały się pożary, głównie dochodziło do zapłonów w stodołach, a po wodę trzeba było jechać aż do Jaworzyny Śląskiej bądź Pastuchowa. – Było kilka pożarów. Dwa utkwiły mi szczególnie w pamięci, ponieważ zginęło w nich dwóch mieszkańców Piotrowic. W 1993 r. spaliła się altanka. W środku był mężczyzna, nie zdołano go uratować. W 1999 r. natomiast, pamiętam datę doskonale, bo „Ogniem i mieczem” Hoffmana wchodziło do kin, spalił się cały dom – lokator zmarł. Pamiętam też pożary innych stodół na wsi. Do jednego z nich z pomocą przyjeżdżali stacjonujący jeszcze na naszym terenie Rosjanie. Przyjeżdżali do nas wtedy na wykopki i akurat wybuchł pożar. Pomagali. Wyciągali z innymi wodę ze studni i nosili do gaszenia. Wsparcia udzielili także strażacy z Jaworzyny Śląskiej i Pastuchowa – opowiada Krzysztof Pawłowski.

Traktorem z przyczepką strażacy zobligowani byli także brać udział w pochodach 1-majowych. Za udział dostawali bony na piwo i kiełbasę. – To były specyficzne czasy nie tylko pod względem udziału w akcjach. Nieraz, gdy nie było wody, rwaliśmy gałęzie z drzew i tym próbowalismy gasić ogień. Nie było łatwo, bo gdy pali się pole, nigdy nie wiadomo, skąd i w którą stronę wieje wiatr. Ale też podejście wówczas władz do obowiązków OSP było specyficzne. W czasach PRL-u na przykład raz w roku strażacy prowadzili kontrole bezpieczeństwa przeciwpożarowego. 2-3 druhów wysyłano na inną wioskę, Sprawdzano sprzęt przeciwpożarowy na stodole (m.in. bosak, wiadro, piasek), oznaczenia. Zwracano uwagę, czy obok komina stoi piasek. Przekazywało się wnioski, po 2 tygodniach dokonywano rekontroli. I mandaty się dawało. Jak dostawaliśmy do kontroli Milikowice, to mieliśmy problem, żeby się tam dostać – mówi Krzysztof Pawłowski.

W 1986 r. z remizy mieszczącej się wówczas w dawnej cebularni wiatr zerwał drewniany dach. Brakowało środków na remont, zapadła decyzja o przenosinach remizy w obecne miejsce. - Przejęliśmy budynek praktycznie w ruinie. To była obora. Musieliśmy dostosować go do naszych potrzeb i przede wszystkim zrobić drzwi. Druhowie z Nowic akurat wymieniali drzwi w remizie i przekazali nam te stare. Nasi strażacy wykuli otwór i zamontowali je. Mieliśmy wjazd do garażu. Było to ważne, ponieważ wówczas mieliśmy już na wyposażeniu Żuka. Pozyskaliśmy go z komendy PSP w Świdnicy. Piękny był, zielony. W stanie wojennym pojazdy wszystkich służb porządkowych i ratowniczych przemalowywane na zielono. To w ogóle były zwariowane czasy – dodaje Krzysztof Pawłowski.

Brakowało wody… Kupiliśmy cysternę

Z całą pewnością strażakom z Piotrowic Świdnickich nie brakowało pomysłowości. Brak sprzętu, utrudnione uczestnictwo w akcjach zmusiło ich do szukania rozwiązań ułatwiających niesienie pomocy. Tak zrodził się pomysł… kupna cysterny. - Z prezesem Słotą wpadliśmy na pomysł, by odkupić od PGR-u cysternę, 6 tys. litrów pojemności. Oczywiście, do remontu, w który zaangażowało się wiele osób. Słota pracował na parowozowni w Jaworzynie, więc wiele części do niej dorobił. Udało się ją uruchomić. Powiesiliśmy motopompę. 10 lat była używana. W tym czasie wielokrotnie przydała się bardzo. Kiedy podpalono zboże w silosie naprzeciw remizy, w cysternie była akurat woda. Rozwinęliśmy węże i gasiliśmy pożar. Pamiętam, jak te snopy dosłownie latały, ale posesja ocalała. Nie wiem, jak potoczyłaby się sytuacja, gdyby nie ta cysterna pełna wody. Hydranty zrobiono w Piotrowicach dopiero w 1992 r. Dobrych uczynków przez te wszystkie lata dużo się zrobiło – opowiada Krzysztof Pawłowski. Jak sam mówi, duch strażaka nigdy w człowieku nie umiera. Nawet, gdy udział w akcjach staje się już niemożliwy. – Nie wyjeżdżam do akcji, ale gdy słyszę syrenę, zawsze biegnę i sprawdzam, czy chłopcy wyjechali, próbuję ustalić, co się stało. To samo widziałem u Stanisława Augustyna. On też zawsze służył pomocą. Pamiętam, jak kiedyś pojechaliśmy na zawody. Okazało się, że nie mogliśmy startować, bo brakowało jednej osoby. Pan Augustyn nie zastanawiał się, założył mundur i stanął na rozdzielaczu – wspomina.

Straż się zmienia, planów nie brakuje

W ciągu lat wiele się zmieniło. Poprawiono wyposażenie jednostki. Zmieniły się przepisy. Kiedyś nie naciskano na szkolenia, dziś strażak nie wyjedzie na akcję, jeśli nie ma ważnych badań, nie przeszedł wymaganych szkoleń, jest niewłaściwie wyposażony. Zmienia się też specyfika udzielanej pomocy. Jest coraz mniej pożarów, więcej wypadków.

W 2006 r. w OSP Piotrowice Świdnickie zmienił się zarząd. Na czele stanął prezes Radosław Mentel. Uporządkowano dokumentację. Wpisano jednostkę do KRS. Jeszcze w tym samym roku zorganizowano we wsi zawody sportowo-pożarnicze. Całkowity dochód z imprezy przeznaczono na remont dachu. – Pierwsze działania skupiłem na remoncie remizy, która wymagała tego na już i inwestowaniu w sprzęt. Dach był najważniejszy, trzy lata później przy wsparciu gminy udało się przeprowadzić gruntowny remont budynku – mówi Radosław Mentel.

W 2010 roku zakupiono nowy pojazd – używanego Mercedesa z 1985 r. Część środków pochodziła z Funduszu Sołeckiego, część z budżetu gminy. Zakupiono także nową syrenę i system bezpiecznego wywoływania, który znacznie ułatwił pracę strażaków. – Często nie skończyły wyć syreny, a chłopcy już wyjeżdżali. Ten system był bardzo ważną inwestycją – dopowiada sołtys wsi.

W kolejnych latach, dzięki znacznemu wsparciu gminy, dokonywano dalszych inwestycji. – Sukcesywnie uzupełnialiśmy sprzęt, kupiliśmy aparaty oddechowe, urządzenie do udzielania pierwszej pomocy, włącznie z deską. Zrobiliśmy bramę do remizy. Udało się wykonać centralne ogrzewanie. W zimie 2020 r. wyremontowaliśmy sanitariaty. Pozyskujemy dofinansowania m.in. z komendy powiatowej, Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Z tego ostatniego w ubiegłym roku zakupiliśmy mundury bojowe, w tym kupimy sprzęt łączności. Za pozyskane w 2021 r. środki w wysokości 5 tys. zł z funduszu antycovidowego kupiliśmy aparat oddechowy i latarki wartości tysiąca złotych. Staramy się iść do przodu – tłumaczy Radosław Mentel.

Duże wsparcie strażacy otrzymują od sołectwa. - Corocznie sporo środków z funduszu sołeckiego przekazujemy na OSP. Straż jest częścią wsi i staramy się o to, by nie tylko istniała, ale też stale się rozwijała. Dbamy o nią – wyjaśnia Krzysztof Pawłowski.
Strażacy regularnie włączają się w życie sołectwa. Pomagają w organizacjach pikników, festynów, reprezentują wieś na zawodach sportowo-pożarniczych. Startują w nich nie tylko seniorzy, ale też drużyny młodzieżowe – dziewcząt i chłopców.

Plany na przyszłość są ambitne. - Chcielibyśmy jak największą ilość osób zaangażować w naszą działalność. Kupić nowe auto. To obecne jest z 1985 r. Oczywiście, służy, nie zawodzi, ale trzeba myśleć o zmianie. Przed nami wykonanie elewacji remizy, choć marzymy o nowym obiekcie, takim od początku do końca stworzonym pod potrzeby straży. Obecna remiza jest dobrze położona, ale mała. Duży wóz na pewno nie wjedzie do garażu – mówi Radosław Mentel.
Obecnie w szeregi OSP Piotrowice Świdnickie wchodzi 20 strażaków.

Twoja reakcja na artykuł?

0
0%
Cieszy
0
0%
Hahaha
0
0%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
0
0%
Przeraża

Czytaj również

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group