Tryb ostrodyżurowy obowiązuje już od listopada i nic się nie zmieni. – Niestety, takie finansowanie, na które musieliśmy się zgodzić, by nie zostać w ogóle bez pieniędzy, nie pozwoli na powrót do normalności – ubolewa dyrektor Jacek Domejko. – Wnioskowaliśmy o 77 milionów złotych, ale przy tegorocznych cięciach szans na taką kwotę nie było. Problem leży także w nadwykonaniach za 2009 rok. To jest już 9 milionów 700 tysięcy złotych. NFZ nie zamierza ich dobrowolnie oddać. Będziemy walczyć o zwrot tych pieniędzy przed sądem – dodaje dyrektor.
Kolejki nadal więc będą rosły. W tej chwili tylko przyjęcie na oddział okulistyczny czeka 1000 osób. Szansa na zabieg dla wielu jest najwcześniej za półtora roku! Podobnie na reumatologii czy kardiologii. Nie pomogą przesunięcia, jakie zostały dokonane z innych oddziałów na te najbardziej oblegane. – To gorzka ironia, ale problem leży w popularności naszego szpitala. Coraz więcej pacjentów chce się u nas leczyć – tłumaczy Jacek Domejko. – Zasięgiem obejmujemy już nie tylko powiat świdnicki, ale obszar zamieszkany przez 400 tysięcy ludzi.
Bez żadnych ograniczeń będą pracować oddziały położniczo-ginekologiczny, noworodkowy, dziecięcy i oczywiście SOR. Kiedy szpital znów zacznie przyjmować na planowe zabiegi? – Nie wiem – mówi wprost dyrektor. Jacek Domejko dodaje, że szpital i pacjenci byliby w komfortowej sytuacji, gdyby kontrakt sięgał 100 milionów złotych. Ale o tym nawet nie ma co marzyć.