Wolontariusze, a było ich tym razem dziewięcioro, chodzili od sali do sali rozdając chorym kolorowe serduszka, własnoręcznie wyprodukowane, z wypisanymi ręcznie życzeniami wszystkiego najlepszego i powrotu do zdrowia. Pacjenci byli zadowoleni. Na ogół zawsze znajduje się ktoś, kto nie chce korzystać z usług wolontariuszy, tym razem jednak nikt nie zaprotestował, gdy wręczano mu serduszko.
To nie pierwsza taka akcja, trzy tygodnie temu z okazji Dni Babci i Dziadka roznosili po salach cukierki. Serduszek nikt nie liczył, część powstała w domach wolontariuszy, część – na gorąco, tuż przed pójściem na sale. Agnieszka, która była po raz trzeci, przygotowała 18 serduszek, ale rekordzistą był Dawid – przeszło 40.
- Jak na razie, nikt z tych, którzy byli obecni na szkoleniu 6 stycznia, nie zrezygnował – mówił Dawid. – Po prostu niektórzy przychodzą nieregularnie. – Podoba mi się, przyjdę znowu – stwierdził Kuba z II LO.
- Jeszcze nie ma Walentynek! – śmiała się pani Helena z oddziału onkologicznego. Dzięki temu, że była w ostatniej sali na oddziale, otrzymała serduszko od każdego wolontariusza. Potem okazało się, że zostało sporo nadliczbowych serduszek i w poszukiwaniu chorych młodzież dotarła w odległe zakątki szpitala, gdzie w końcu serduszko dostała nawet napotkana tam wyjątkowo miła pani pielęgniarka. Dzięki jej pomocy odnalazła się ostatnia sala z chorymi, którzy jeszcze nie dostali życzeń i pamiątek.
Jak się wydaje, młodzi ludzie czują się w „Latawcu” coraz lepiej i chyba zagoszczą tam na dłużej.