Wtorek, 16 kwietnia
Imieniny: Cecylii, Julii
Czytających: 1173
Zalogowanych: 0
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Świdnica: Coolturalnie ze świdniczką: Babeczkowy interes

Niedziela, 15 lipca 2012, 8:44
Aktualizacja: Niedziela, 6 lipca 2014, 13:59
Autor: Alicja Śliwa
Świdnica: Coolturalnie ze świdniczką: Babeczkowy interes
Fot. Znak
Czy wypieki o wyrafinowanym smaku mogą pomóc w pogodzeniu się ze sobą, odzyskaniu przyjaźni i znalezieniu miłości? Meg Donohue pokazuje, że jest to możliwe i zachęca w swojej powieści, aby każdy z nas postarał się znaleźć własny „Przepis życia”.

Jedzenie, smakowanie i rozkoszowanie się nim od dawna było jednym z tematów literatury. Dziełem kanonicznym już jest dziewiętnastowieczna „Fizjologia smaku albo Medytacje o gastronomii doskonałej” Anthelme'a Brillat-Savarina. Ten francuski prawnik był prawdziwym smakoszem i dzięki swojej pasji doczekał się miana Papieża Gastronomii. Współczesne nam dzieła, gdzie sztuka kulinarna i cały ceremoniał związany z przygotowywaniem jedzenia odgrywa ogromną rolę, to m. in „Przepiórki w płatkach róży” Laury Esquivel czy „Czekolada” Joanne Harris. Książki te o tak apetycznych tytułach zostały zekranizowane i są również prawdziwą ucztą dla oka.

Teraz dostaliśmy do rąk powieść Meg Donohue, która wzięła na warsztat babeczki czy muffinki, jak kto woli, cieszące się i u nas coraz większą popularnością. Niektóre z tych małych wypieków są prawdziwymi dziełami sztuki, sprawiają rozkosz i wyglądem, i smakiem. Czasami aż szkoda je jeść...

Annie, jedna z głównych bohaterek „Przepisu...”, której pasją jest cukiernictwo, tworzy właśnie takie delicje. Od razu przychodzi ochota na skosztowanie, kiedy czyta się np. o ciastkach o smaku gruszki i korzennej herbaty, pokrytych kremem waniliowo-imbirowym. Szkoda że autorka nie dzieli się z nami swoimi przepisami. Myślę, że znalazłoby się wielu zainteresowanych wypróbowaniem ich w domowej kuchni.

Drugą równorzędna bohaterką książki jest Julia, ambitna kobieta sukcesu. W posiadłości jej rodziców jako gospodyni pracowała Lucia, mama Annie. Dziewczynki razem się wychowywały i przyjaźniły, nie zwracając uwagi na dzielące je różnice. Jednak w pewnym momencie ta więź została wystawiona na próbę. Teraz, kiedy Julia przygotowuje się do ślubu, a Annie ma upiec babeczki, jest szansa na wyjaśnienie dawnych nieporozumień.

Słodkości stworzone przez Annie pozwalają niczym Proustowska magdalenka powrócić wspomnieniami do czasów szczęśliwego dzieciństwa. Julia tak opisuje to doznanie: „Kiedy poprzedniego wieczoru wbiłam zęby w tę cytrynową babeczkę, przeniosłam się w czasie. Nagle znów miałam siedem lat, byłam w kuchni z Lucią i Annie, stałam na stołku przy blacie i łyżką do lodów przenosiłam ciasto z wielkiej misy do papierowych foremek, a z ust ciekła mi już ślinka na myśl o pysznościach, które potem zjem”.

Lektura „Przepisu...” jest wciągająca. Stopniowo poznajemy losy obu kobiet, każda przedstawia wydarzenia z własnej perspektywy, dzięki czemu mamy okazję zrozumieć postępowanie całkowicie odmiennych bohaterek. Powoli odkrywamy również tajemnice związane z obiema rodzinami. Proporcje słodyczy i goryczy są w miarę równomiernie wyważone. Nie zemdli więc nas, a pozostanie jedynie lekkie poczucie niedosytu.

Meg Donohue, Przepis życia, Prószyński i S-ka 2012

Twoja reakcja na artykuł?

0
0%
Cieszy
0
0%
Hahaha
0
0%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
0
0%
Przeraża

Czytaj również

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group