Plejada polskich gwiazd, wśród nich jeden ze zdolniejszych aktorów młodego pokolenia Borys Szyc, charyzmatyczny Bogusław Linda, śmieszny niegdyś polski Jim Carrey Cezary Pazura oraz znany ze związku z Nataszą Urbańską a niegdyś z tego, że był prekursorem polskiego musicalu Janusz Jóżefowicz nie zagwarantowali sukcesu filmowi. Nie wiadomo co tak dokładnie zawodzi. Czy przestarzałe, wyświechtane gagi, czy przewidywalność każdej kolejnej sceny a może niezbyt wyszukany scenariusz. Faktem jest, że prawie nikt na sali kinowej się nie śmiał a większość wychodzących opisywała film jednym słowem:gniot.
Komedia chwilami buduje wrażenie, że jest pastiszem. Scena w restauracji, w której grają Pazura, Lubaszenko, Józefowicz, Linda i Szyc wydaje się być po prostu nagraniem libacji podstarzałych już lekko panów. Miał być to film o przyjaźni i zaufaniu. Ukazane miały być marzenia o wolnej Polsce i godnej przyszłości. A wszystko to okraszone świetną grą aktorską i dawką dobrego humoru. Niestety niczego takiego na ekranie nie widać. Nie pomógł sztuczny śnieg sypany przez Cezarego Pazurę, ani cytaty z pierwszego Sztosu.
Jeżeli macie jednak ochotę wybrać się do kina to proszę bardzo. Oby tylko frekwencja nie zachęciła Lubaszenki do nakręcenia trzeciej części, bo takiego "koszmarka" polskie kino już chyba nie uniesie.